poniedziałek, 21 maja 2012

Rozmnażanie – czyli prokreacja krok po kroku (dla opornych też :))

No i dochodzimy do meritum. Jak zwykle zafascynowana podręcznikami do  przyrody i poziomem edukacji w naszym pięknym kraju, wyszukałam takie oto cacuszko:

Jak mawiał J. Sztaudynger „ Miłość to potrawa jarska a nie sztuka kominiarska”, niemniej nie do końca jestem pewna czy autor podręcznika chciał przekazać informację, że seks to miłość a nie zwykłe pieprzenie, czy że od miłości będzie seks i skuteczna prokreacja, czy też pieprzenie samo w sobie niczego nie daje.

Idąc po kolei, czepiając się słówek:
„W określonych warunkach komórka żeńska i męska mogą się połączyć (określamy to jako zapłodnienie)” - określone warunki:
1. Romantyczna kolacja, ciemny pokój nastrojowa muzyka, zmysłowy zapach….tfu!
2. A może tak: spoko impra, dużo wódy, toaleta….
3. A może po prostu – 2 ludzi w trwałym związku, pragnąca mieć potomstwo…
Who knows? Who cares?

„Plemniki są produkowane u dojrzałego mężczyzny” ooooo!!!! To Ci dopiero zagadka…
No, bo dojrzały że co? Się goli? Ma włosy pod pachami, na jajkach nogach, czy że jak się upoci na WFie to cała szkoła jest w stanie odtworzyć trajektorię ruchu czy cu?
Kolejny problem „ Plemniki dostają się do żeńskiego układu rozrodczego w czasie bardzo bliskiego, intymnego kontaktu fizycznego pomiędzy dwojgiem kochających się ludzi”
Nooo i tu dopiero mamy kontrowersję.
Bo jak bliski ma być ten kontakt intymny? Jakby nie było, tzw. strefa intymna to 0.5 m od osoby, więc?
I teraz najważniejsze: dwoje kochających się ludzi? Ale że – różnoimienne czy jednoimienne pary?
No i w końcu – jak się nie kochają to nie mają szansy na zapłodnienie?
Warto wskazać na brak cennej informacji dotyczącej statusu związku, ani informacji, że do takich praktyk niezbędne są stosowne oświadczenia poczynione w stosownych instytucjach państwowo – religijnych. To akurat poczytuję jako plus tego rozdziału.
Po lekturze takich mądrości, wyrosną nam dzieci wierzące głęboko, że od pierwszego razu w ciążę się nie zachodzi, i że jak to był zwykły seks – nie miłość, to też dzieci z tego nie będzie.
I tak prawda, i tak nie prawda. Jako niedoszły socjolog poczyniłam obserwacje, z których wynika, że:
- ze zwykłego pieprzenia też się biorą dzieci
- kochający się ludzie niejednokrotnie starają się latami o dziecko, mimo regularnego bliskiego kontaktu intymnego nie dochodzi do zapłodnienia.
- kochający się ludzie, świadomie planujący posiadanie potomstwo, niejednokrotnie zapobiegają zapłodnieniu, czekając na właściwy moment lokalowo – ekonomiczny.
Z sentymentem sięgam pamięcią do kreskówki, którą emitowano mi na biologii w 4 czy 5 klasie szkoły podstawowej. Nie było w niej mowy ani o dojrzałości, ani o miłości….cholera coś w tym jest bo stara jestem jak wóz Drzymały, a prokreacji jak nie było tak nie ma…
Nawiasem, żeby nie trąciło zgorzknieniem i rozżaleniem, jako ciekawostkę przytoczę Wam socjologiczną definicję małżeństwa (a co!):
Według amerykańskiego socjologa W.Stephensa małżeństwo to”społeczny, legalny, seksualny związek rozpoczynający się publicznym obwieszczeniem i zobowiązaniem podejmowanym z myślą o jego trwaniu. To wszystko jest objęte umowa małżeńską, która określa obopólne prawa i obowiązki współmałżonków oraz prawa i obowiązki dotyczące wzajemnych stosunków między współmałżonkami i ich przyszłymi dziećmi” .

FIN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz