Rzecz dzieje się w czasach współczesnych, na dalekich
krańcach północno – zachodnich naszego pięknego kraju.
Osada Kołobrzeg, podobno jedno z pierwszych biskupstw w
Królestwie Polskim, niewątpliwie pod względem uzdrowiskowym konkurencyjna osada
dla Ciechocinka, Baden – Baden i innych kurortów.
Lat temu kilka, bliżej nieokreślony koktajl hormonalno –
feromonowy jaki zafundował mi mój mózg, skłonił me zainteresowania do jednego z
osadników.
Bynajmniej nie o „darmowe” wczasy chodziło, gdyż owe
przejadły mi się po pamiętnych koloniach w '96 w Dźwirzynie. Uczucie kwitło,
porozumienie rosło, było i miło, i pożytecznie i intelektualnie.
Osadnik, zaś jak 99% z nas posiada matkę rodzicielkę,
uosobienie cnót wszelakich - w tym cnoty zwanej „ja idealne” – dla
nieznających się na psychologii jest to nasze wyobrażenie o nas samych, to
jakbyśmy chcieli być postrzegani. Ja
idealne, z reguły pada nieco dalej niż jabłko od jabłoni – od ja realnego, a w tym przypadku
zdefiniowanie tej odległości nastręczałoby wielu problemów. Cnota tejże zacnej
matrony, niewątpliwie przejawiała się wyobrażeniem na temat własnego taktu i
kultury wobec innych, który to był wzorcowy wręcz i nie jeden mógł się savoir
viver’u od niej uczyć. Ot, taka pani Jola K. w wersji blond, tylko mniej
oczytana i bardziej upierdliwa. Matrona została uraczona nowym mieszkaniem, o
które to dba jak o włosy własne, czy zmarszczki na twarzy. Wiecie – panele
drogie, meble drogie, stylistka, architekt, pralka z programem do koszul,
slipek i ściereczek do kurzu.
Ciekawostką
jest, że matrona is getting older, niemniej apartment
is located on 3rd floor without elevator. Pytacie czy narzeka nosząc
zakupy? No skądże, że tak! Pytacie czy nie pękała z dumy jak kupowali lokal i
nie latała dopatrzeć każdego szczegółu – no oczywista, że tak.
BTW osiedle tzw. strzeżone, gdzie strzeżoność polega na obecności szlabanu przy obu wjazdach.
Wnikliwy czytelnik dopatrzy się, że w powyższym zdaniu brak
jest istotnego elementu wskazującego na sposób otwarcia owego szlabanu. Ipso
facto – nie znajdziemy tam ani domofonu (żeby np. móc zadzwonić i poprosić o
wpuszczenie), ani jakiegoś intercomu do wezwania ochrony celem zameldowania
się, ani żywego ducha, który by nam ten szlaban otworzył (tzn. żywy duch
będzie, jak wszystkie mieszkania staną i wszyscy się wprowadzą). O zewnętrznym
parkingu dla gości pomarzyć można. Procedura otwierania szlabanu wygląda zatem
mniej więcej tak: zbliżając się do szlabanu, sięgamy po telefon, celem
wydzwonienia mieszkańca, który musi wyjść z pilotem na balkon i spróbować
otworzyć szlaban. Zasięg pilota niezły.
Alternatywnym rozwiązaniem jest stanięcie przy szlabanie, ze
staropolską kościelną pieśnią na ustach „U drzwi Twoich stoję Panie”, i
czekanie aż jakiś litościwy ewentualnie wk@rwiony czekaniem za nami człowiek –
życzliwie otworzy szlaban.
Tak myly państwo wygląda nowoczesność!
O takcie tejże matrony świadczyć może faktów kilka:
1. Dzień jak co dzień, do matrony ma wpaść starsza siostra z
Germanii, matrona umówiła siostrę do fryzjera na 11. I opowiada z dramatyzmem w
głosie „ Umówiłam ją na 11, myślę sobie, mąż do pracy na 9 pójdzie, to ja
jeszcze zdążę poodkurzać i posprzątać. Mąż wyszedł o 8.30, zdążyłam zamknąć za
nim drzwi, chwyciłam odkurzacza a tu domofon dzwoni. Przyjechała wcześniej, a
tu mieszkanie nie posprzątane” – patrzcie Państwo, jaki dramat. Dodam że
„,mieszkanie nie posprzątane” = ostatni raz odkurzałam wczoraj, zostały 2
garnki w zlewie po śniadaniu i nie rozwiesiłam ręczników po kąpieli (o
ręcznikach będzie później).Zapomniałam dodać, że z siostrą łączą stosunki
bardzo dobre, i siostra znana jest z różnych nieprzewidywanych akcji. Łatwo
było przewidzieć, że jak się kogoś nie widziało 3 miesiące, to się nie będzie
czekać do 11 do fryzjera, to raz, a dwa – kaman, to przecież ukochana siostra z
którą godzinami wisi na telefonie.., z drugiej strony, przez tel. „bałaganu”
nie widać...
2. Akcja schowek
Jakiś dzień wakacyjny, noc ciemna, mecz
gra, ludzi w domu trochę, kursy na linii – pokój - schowek z m.in. piwem regularne. Ktoś nie
domknął drzwi do schowka, ale z racji częstych kursów nikt się tym nie
stresował. Wyszła matrona, z wielkim skrzywieniem na twarzy (nie opala się bo
to osłabia skórę i przysparza zmarszczek, za to nie ma oporów żeby się krzywić,
co jest bardziej zmarszczkotwórcze) i prychnięciem pytającym „Kto ostatnio był
w schowku?”. Z racji dużego ruchu – odpowiedź padła zgodnie z prawdą „ Nie
pamiętam, a co się stało?” – „Drzwi do schowka są otwarte” (fakt, były uchylone
na 10 cm), odpowiedź z tłumu – to my zaraz je zamkniemy. No i rozgorzała
awantura, że to ma być już teraz natychmiast (w TV właśnie dogrywka i karne),
że ona tam ma inną temperaturę (w całym domu taka sama, schowek nie ogrzewany,
nie chłodzony, w nocy w sierpniu upału raczej nie ma) i że ma produkty które
mogą się popsuć (zwłaszcza piwo i mleko UHT hre hre hre), po czym – jeb drzwiami
(onomatopeja „jeb” idealnie odzwierciedla impet z jakim pieprznęła drzwiami),
po czym powędrowała na górę. Ale, jakby jej o tej porze sąsiad tak pieprznął
drzwiami, to 112 byłoby kręcone…
3. Instrukcja
wieszania ręcznika po kąpieli i mycia brodzika po sobie.
No, więc pałace wymagają by się o nie dbało. W pałacu, gość
w drodze pod prysznic, otrzymuje dedykowaną myjkę i płyn do wyczyszczenia po
sobie kabiny, gdyż robią się zacieki. Obowiązek ten nakłada się na każdego wizytującego.
W brodziku, powierzchnie płytkowe uprasza się oczyszczać z nadmiaru wody po
kąpieli, poprzez użycie specjalnego urządzenia ściągającego.
Ręcznik po kąpieli należy rozwiesić na kaloryferze. W
przypadku gdy brak wolnego miejsca na kaloryferze, trzeba poczekać na swoją
kolej, gdyż niedopuszczalne jest rozwieszenie ręcznika na 2 haczykach do
wieszania ręczników. Haczyk może uszkodzić ręcznik, i czysta pakistańska
bawełna wprost z IKEI pójdzie się j*bać ;].
4. Instrukcja wręczania kwiatów (bez papieru ochronnego)
Autorka niniejszego bloga zawsze była dość rozgarniętym
dzieckiem. Nie zawsze roztropnym, ale dość bystrym i sporadycznie popełniającym
faux pas (fo-pa). Do tej pory
przerosły ją jedynie 2 takie same kieliszki do wina czerwonego i białego, i
dziwny nóż do jedzenia ryb. Poza tym nie odnotowała większych katastrof
obyczajowych, ani innych klęsk związanych z etykietą. W świecie bywała, kwiaty
dawała, życzenia składała…
Niemniej, dobiegając wieku w którym ongiś wszystkie panny
były tytułowane beznadziejnie starymi, z brakiem perspektyw na cokolwiek –
dowiedziała się niezwykle cennej rzeczy.
Otóż – jak wręczać kwiaty na ślubie.
Nieee, że zielonym do dołu to wiem J
Wychodząc z domu, wzięłam kwiaty w papierze ochronnym, żeby
nie pobrudzić samochodu, i żeby się nie uszkodziły podczas przenoszenia,
wkładania itp. Matrona, przejęta tym faktem rozpoczęła dyskusję „tylko
pamiętaj, żeby przed wręczeniem kwiatów,
zdjąć ten papier. Wiesz, najlepiej to może zdejmij go w samochodzie, papier
zostawisz a kwiaty wręczysz”.
Popatrzyłam się na nią, z miną wskazującą na elementarne
podk*rwienie, i zapytałam uprzejmie „ Rozumiem, że teraz sobie Pani ze mnie
żarty robi?”. Powiało chłodem, matrona się zmieszała i stwierdziła, że właśnie
taki sobie żart umyśliła. Wysiadając z samochodu, krzyczała za mną żebym
zostawiła papier z kwiatów. Biedna kobieta, nie zauważyła, że w pobliżu był
kosz na śmieci… Tak, życie taktownych matron bywa upierdliwe.
Po tych wszystkich rozkosznych doznaniach, wyjeżdżając z
Kołobrzegu, napotkałam znak głoszący: Gmina Kołobrzeg żegna
i bardzo kurwa dobrze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz