środa, 20 czerwca 2012

Posłuchajcie bracia miła - lament kołobrzeski czyli wesele i gościnność po zachodniopomorsku


Rzecz dzieje się w czasach współczesnych, na dalekich krańcach północno – zachodnich naszego pięknego kraju.
Osada Kołobrzeg, podobno jedno z pierwszych biskupstw w Królestwie Polskim, niewątpliwie pod względem uzdrowiskowym konkurencyjna osada dla Ciechocinka, Baden – Baden i innych kurortów.
Lat temu kilka, bliżej nieokreślony koktajl hormonalno – feromonowy jaki zafundował mi mój mózg, skłonił me zainteresowania do jednego z osadników.
Bynajmniej nie o „darmowe” wczasy chodziło, gdyż owe przejadły mi się po pamiętnych koloniach w '96 w Dźwirzynie. Uczucie kwitło, porozumienie rosło, było i miło, i pożytecznie i intelektualnie.
Osadnik, zaś jak 99% z nas posiada matkę rodzicielkę, uosobienie cnót wszelakich  -  w tym cnoty zwanej „ja idealne” – dla nieznających się na psychologii jest to nasze wyobrażenie o nas samych, to jakbyśmy chcieli być postrzegani. Ja idealne, z reguły pada nieco dalej niż jabłko od jabłoni – od ja realnego, a w tym przypadku zdefiniowanie tej odległości nastręczałoby wielu problemów. Cnota tejże zacnej matrony, niewątpliwie przejawiała się wyobrażeniem na temat własnego taktu i kultury wobec innych, który to był wzorcowy wręcz i nie jeden mógł się savoir viver’u od niej uczyć. Ot, taka pani Jola K. w wersji blond, tylko mniej oczytana i bardziej upierdliwa. Matrona została uraczona nowym mieszkaniem, o które to dba jak o włosy własne, czy zmarszczki na twarzy. Wiecie – panele drogie, meble drogie, stylistka, architekt, pralka z programem do koszul, slipek i ściereczek do kurzu.
Ciekawostką jest, że matrona is getting older, niemniej apartment is located on 3rd floor without elevator. Pytacie czy narzeka nosząc zakupy? No skądże, że tak! Pytacie czy nie pękała z dumy jak kupowali lokal i nie latała dopatrzeć każdego szczegółu – no oczywista, że tak.
BTW osiedle tzw. strzeżone, gdzie strzeżoność polega na obecności szlabanu przy obu wjazdach.
Wnikliwy czytelnik dopatrzy się, że w powyższym zdaniu brak jest istotnego elementu wskazującego na sposób otwarcia owego szlabanu. Ipso facto – nie znajdziemy tam ani domofonu (żeby np. móc zadzwonić i poprosić o wpuszczenie), ani jakiegoś intercomu do wezwania ochrony celem zameldowania się, ani żywego ducha, który by nam ten szlaban otworzył (tzn. żywy duch będzie, jak wszystkie mieszkania staną i wszyscy się wprowadzą). O zewnętrznym parkingu dla gości pomarzyć można. Procedura otwierania szlabanu wygląda zatem mniej więcej tak: zbliżając się do szlabanu, sięgamy po telefon, celem wydzwonienia mieszkańca, który musi wyjść z pilotem na balkon i spróbować otworzyć szlaban. Zasięg pilota niezły.
Alternatywnym rozwiązaniem jest stanięcie przy szlabanie, ze staropolską kościelną pieśnią na ustach „U drzwi Twoich stoję Panie”, i czekanie aż jakiś litościwy ewentualnie wk@rwiony czekaniem za nami człowiek – życzliwie otworzy szlaban.
Tak myly państwo wygląda nowoczesność!

O takcie tejże matrony świadczyć może faktów kilka:

1. Dzień jak co dzień, do matrony ma wpaść starsza siostra z Germanii, matrona umówiła siostrę do fryzjera na 11. I opowiada z dramatyzmem w głosie „ Umówiłam ją na 11, myślę sobie, mąż do pracy na 9 pójdzie, to ja jeszcze zdążę poodkurzać i posprzątać. Mąż wyszedł o 8.30, zdążyłam zamknąć za nim drzwi, chwyciłam odkurzacza a tu domofon dzwoni. Przyjechała wcześniej, a tu mieszkanie nie posprzątane” – patrzcie Państwo, jaki dramat. Dodam że „,mieszkanie nie posprzątane” = ostatni raz odkurzałam wczoraj, zostały 2 garnki w zlewie po śniadaniu i nie rozwiesiłam ręczników po kąpieli (o ręcznikach będzie później).Zapomniałam dodać, że z siostrą łączą stosunki bardzo dobre, i siostra znana jest z różnych nieprzewidywanych akcji. Łatwo było przewidzieć, że jak się kogoś nie widziało 3 miesiące, to się nie będzie czekać do 11 do fryzjera, to raz, a dwa – kaman, to przecież ukochana siostra z którą godzinami wisi na telefonie.., z drugiej strony, przez tel. „bałaganu” nie widać...

2. Akcja schowek
Jakiś dzień wakacyjny, noc ciemna, mecz gra, ludzi w domu trochę, kursy na linii – pokój  - schowek z m.in. piwem regularne. Ktoś nie domknął drzwi do schowka, ale z racji częstych kursów nikt się tym nie stresował. Wyszła matrona, z wielkim skrzywieniem na twarzy (nie opala się bo to osłabia skórę i przysparza zmarszczek, za to nie ma oporów żeby się krzywić, co jest bardziej zmarszczkotwórcze) i prychnięciem pytającym „Kto ostatnio był w schowku?”. Z racji dużego ruchu – odpowiedź padła zgodnie z prawdą „ Nie pamiętam, a co się stało?” – „Drzwi do schowka są otwarte” (fakt, były uchylone na 10 cm), odpowiedź z tłumu – to my zaraz je zamkniemy. No i rozgorzała awantura, że to ma być już teraz natychmiast (w TV właśnie dogrywka i karne), że ona tam ma inną temperaturę (w całym domu taka sama, schowek nie ogrzewany, nie chłodzony, w nocy w sierpniu upału raczej nie ma) i że ma produkty które mogą się popsuć (zwłaszcza piwo i mleko UHT hre hre hre), po czym – jeb drzwiami (onomatopeja „jeb” idealnie odzwierciedla impet z jakim pieprznęła drzwiami), po czym powędrowała na górę. Ale, jakby jej o tej porze sąsiad tak pieprznął drzwiami, to 112 byłoby kręcone…

3.  Instrukcja wieszania ręcznika po kąpieli i mycia brodzika po sobie.
No, więc pałace wymagają by się o nie dbało. W pałacu, gość w drodze pod prysznic, otrzymuje dedykowaną myjkę i płyn do wyczyszczenia po sobie kabiny, gdyż robią się zacieki. Obowiązek ten nakłada się na każdego wizytującego. W brodziku, powierzchnie płytkowe uprasza się oczyszczać z nadmiaru wody po kąpieli, poprzez użycie specjalnego urządzenia ściągającego.
Ręcznik po kąpieli należy rozwiesić na kaloryferze. W przypadku gdy brak wolnego miejsca na kaloryferze, trzeba poczekać na swoją kolej, gdyż niedopuszczalne jest rozwieszenie ręcznika na 2 haczykach do wieszania ręczników. Haczyk może uszkodzić ręcznik, i czysta pakistańska bawełna wprost z IKEI pójdzie się j*bać ;].

4. Instrukcja wręczania kwiatów (bez papieru ochronnego)
Autorka niniejszego bloga zawsze była dość rozgarniętym dzieckiem. Nie zawsze roztropnym, ale dość bystrym i sporadycznie popełniającym faux pas (fo-pa). Do tej pory przerosły ją jedynie 2 takie same kieliszki do wina czerwonego i białego, i dziwny nóż do jedzenia ryb. Poza tym nie odnotowała większych katastrof obyczajowych, ani innych klęsk związanych z etykietą. W świecie bywała, kwiaty dawała, życzenia składała…
Niemniej, dobiegając wieku w którym ongiś wszystkie panny były tytułowane beznadziejnie starymi, z brakiem perspektyw na cokolwiek – dowiedziała się niezwykle cennej rzeczy.
Otóż – jak wręczać kwiaty na ślubie.
Nieee, że zielonym do dołu to wiem J
Wychodząc z domu, wzięłam kwiaty w papierze ochronnym, żeby nie pobrudzić samochodu, i żeby się nie uszkodziły podczas przenoszenia, wkładania itp. Matrona, przejęta tym faktem rozpoczęła dyskusję „tylko pamiętaj,  żeby przed wręczeniem kwiatów, zdjąć ten papier. Wiesz, najlepiej to może zdejmij go w samochodzie, papier zostawisz a kwiaty wręczysz”.
Popatrzyłam się na nią, z miną wskazującą na elementarne podk*rwienie, i zapytałam uprzejmie „ Rozumiem, że teraz sobie Pani ze mnie żarty robi?”. Powiało chłodem, matrona się zmieszała i stwierdziła, że właśnie taki sobie żart umyśliła. Wysiadając z samochodu, krzyczała za mną żebym zostawiła papier z kwiatów. Biedna kobieta, nie zauważyła, że w pobliżu był kosz na śmieci… Tak, życie taktownych matron bywa upierdliwe.

Po tych wszystkich rozkosznych doznaniach, wyjeżdżając z Kołobrzegu, napotkałam znak głoszący: Gmina Kołobrzeg żegna
i bardzo kurwa dobrze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz