Jako że jestem omc
socjologiem i licencjuszem socjologii in
spe, posiadam stosowne do (o mało co) posiadanego wykształcenia ciągoty i
odruchy polegające na obserwowaniu i komentowaniu rzeczywistości społecznej.
A że PRZEDE WSZYSTKIM
jestem elektroradiologiem, to znacznie łatwiej przychodzi mi prześwietlanie tej
rzeczywistości, co uwidacznia znacznie więcej niż standardowe podejście
socjologiczne.
Najnowszą rzeczywistością poddającą się obserwacji jest
facebook, powszechnie zwany fejsem.
Właściwie poruszanie kwestii fotek, zmian statusów itp.,
jest mało efektowne i niewielu wyrywa z butów. Tudzież zmiany „statusu związku”
– również nie budzą we mnie większych emocji (chociaż spotkałam się z sytuacją,
gdzie dorosłe osoby pytały o czyjś związek, bo „nie zmieniła statusu na fb” – z
sympatii do pytających, nie skomentuję tego zgryźliwie, jak miewam w swoim
zwyczaju)/
Ciekawszą opcją jest skomentowanie tzw. gier.
Wśród moich dalszych znajomych, jest to dość popularna
rozrywka. Sama święta nie jestem, ongiś (przyznam się bez bicia) hodowałam
rybki i inne marchewki, ale dość szybko zarzuciłam ten obrzydliwy zwyczaj, gdyż
uznałam go za waste of time i infantylny,
a poza tym – okazało się, że najsłynniejszy tańczący wyznania mojżeszowego,
jest uzależniony od hodowania wirtualnych marchewek, więc tym bardziej uznałam
to za żenuła.
Cóż ciekawego w grach?
Ano – profil dziewczęcia, dorosła (over 25, under 30…jeszcze),
wykształcona (pal sześć że Szkoła Wyższa im. Koziołka Matołka, plus studia
podyplomowe i magisterium na polisz ołpen juniwersiti zdobyte drogą
e-learningową *), pracująca w zacnej korporacji…
Dziennie publikuje po kilkanaście razy na swojej tablicy,
osiągnięcie kolejnych leweli w przekopywaniu skarbów, hodowaniu rybek,
marchewek itp.
Co ciekawe, pozwala aplikacji na wysyłanie zaproszeń
znajomym…
A ja się pytam WHAT kurwa FOR?!
Jeden lubi dłubać w nosie, inny hodować rybki, a jeszcze
inny zaliczać panienki po kątach, bo jest kolekcjonerem HV (HIV, HBV, HCV, HPV itp.).
Jako dorosła osoba, niewątpliwie zdaje sobie sprawę z faktu, że niektóre hobby
jest lekko żenujące dla wieku i urzędu, wobec czego – swoje hobby uprawia w
domowym zaciszu, nie obwieszczając wszem i wobec, oraz nie zapraszając do
współudziału (chyba że ten od panienek lubi planimetrię – czyli wielokąty
niekoniecznie foremne).
Dlaczego, osoba mająca profil na FB, skupiająca wokół siebie
różnych znajomych (często współpracowników, przełożonych), dzieli się „zaproszeniami”
do aplikacji – „wyhoduj mi marchewę”, albo „pookopuj mi ogóra”?
Koleżeństwo? Nie tędy droga…jak koleżeńska, to niech się
kanapką podzieli.
Specyficzne poczucie humoru? Niewątpliwie, tylko że zapytana
o Monty Phytona, powie że to rzeka w Szwecji.
Głupota? A i owszem. No bo jak nierozgarniętym trzeba być,
żeby klikać „zaproś wszystkich”, abstrahując od tego, że Ci „wszyscy” zazwyczaj
nie są bliskimi znajomymi i nie do końca podzielają zainteresowania.
Laurka się tworzy i idzie w świat. Potem – poszukiwanie pracy
i pretensje, że nie traktują poważnie.
A ja się pytam – jak można traktować poważnie kogoś, kto
zamiast produktywnie zająć się pracą, przesiaduje na FB hodując wirtualne marchewy?
Żeby to one na potencję działały (ustalmy – marchewka jest
dobra na potencję, tylko trudno ją przymocować), żeby były jakieś ekologiczne
(a tu tyyyyle chemii, bo jak wytłumaczyć, że marchewa od nasionka w 12 h
rośnie?), żeby były pouczające (nie wiem – z każdej marchewy cytat jakiś mądry),
żeby kasę przynosiły…
Kolejna rzecz, która mnie dziś ubawiła, była gazeta „Życie na gorąco” .
Nie czytam, nie oglądam, nie pamiętam nawet czy to tygodnik,
miesięcznik czy kwartalnik. Niemniej czekając na koniec zabiegu, leniwie
przejrzałam ów periodyk.
A co! Niech glej w mózgu ma swoje święto i niechaj się leniwie porozpręża ;).
A co! Niech glej w mózgu ma swoje święto i niechaj się leniwie porozpręża ;).
Strona tytułowa – empatyczne celebrytki o przemocy w domu.
Rozumiem, przemoc domowa jest paskudna (czy w wydaniu męsko –
damskim, czy damsko –męskim). Nota bene ta damsko – męska jest podobno bardziej
powszechna, ale panowie bardziej się wstydzą.
Nic to, do rzeczy…
Otóż okładka – o przemocy, środek nie do końca wiem o czym …(a! chyba B.Linda sobie lifting zafundował), niemniej w oczy rzuciła mi się rubryka z kategorii: uroda, a w niej porada pt. „siniaki, pęknięte naczynka, najlepiej można
zatuszować korektorem w kolorze żółtym lub zielonym"
Co za ironia wydania…od dziś ofiary przemocy domowej będą wiedziały jak zrobić perfekcyjny make up, coby ze swoim dramatem na twarzy nie wychodzić tak bezczelnie do ludzi.
Co za ironia wydania…od dziś ofiary przemocy domowej będą wiedziały jak zrobić perfekcyjny make up, coby ze swoim dramatem na twarzy nie wychodzić tak bezczelnie do ludzi.
Niby nic, ale dobór tematu przewodniego, a następnie ton porady "urodowej", jakoś zabrzmiały mi obrzydliwie i nie na miejscu.
Dziwny jest ten świat, oj dziwny….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz