Noworocznie, filozoficznie i jak zwykle
bez sensu i nie na temat.
Utrzymujące się od kilku dni wahania
pogody, bardziej niż zazwyczaj nasilają jakieś takie wahania
nastrojów.
Jedni jęczą że ponuro, że UV nie
stymuluje mózgu i deprecha, inni – że ostatki i nie będzie można obeżreć się bezkarnie pączkami przez kolejne 12 m-cy, a Ci co się
obżarli narzekają, że spożyte pączki lokują się w miejscu
przeciwstawnym do pożądanego czyli np. 6 pączków nie buduje
6-paka na brzuchu, a 2 pączki nie powodują efektu push-up w
cycykach, tylko wszystko bezkarnie układa się w oponę albo cellulit
na udach (Panowie podobno nie mają problemu z cellulitem bo to
brzydkie).
Jednym słowem – wszechogarniający
bezsens, melancholia i jak mawia pewien wdzięczny młodzieniec „
memento mori i tak wszyscy umrzemy, na pewno dosięgnie nas
wybuch, katastrofa albo inna równie spektakularna klęska żywiołowa”.
BTW - kto to był Żywiołow, nie mam pojęcia, ale na pewno mądry koleś, skoro jego imieniem nazwali wszystkie klęski...
C'est la vie, lub cytując tytuł
pewnej durnej telenoweli „samo życie”.
Meteoropatką jestem (przy okazji
pewnie socjo, psycho i jakąś inną bliżej nie zdefiniowaną
patologią) – nie od dziś. Nie od dziś skoki ciśnienia
wywoływały ogólne uczucie „przytrzaśnięcia” - czyli takie
kacopochodne, z tą różnicą że tu mocna kawa, ani butla H20 , w
żaden sposób nie poprawia mojej kondycji.
Jak to śpiewał Tymon z Kurami:
„ Brazylijski serial już nie cieszy
jak kiedyś
Nawet seks jest banalny i nie kręci mnie
Może jestem nienormalny, za krótko byłem w wojsku”
Nawet seks jest banalny i nie kręci mnie
Może jestem nienormalny, za krótko byłem w wojsku”
(oryginał:
http://www.youtube.com/watch?v=YTxqaHrXgHQ)
U mnie na pewno – czas pobytu w
wojsku jest najbardziej istotnym czynnikiem wyzwalającym tego typu
samopoczucia.
Ale do rzeczy – odkryłam całkiem
niedawno, że meteoropatia nasila u mnie syndrom sztokholmski.
Syndrom sztokholmski w wielkim uproszczeniu to taka nagła tęsknota
za kimś, kto nam robił kuku. A ponieważ tak długo nam robił
kuku, że właściwie nam się to spodobało i uznaliśmy, że ów
„sprawca kuku” jest w sumie miły fajny, a kontakt z nim poprawia
nam samopoczucie - to nagle uznaliśmy, że tęsknimy, a wspomnienie sprawcy kuku wywołuje błogi uśmiech na twarzy...
Do tego dochodzi warunkowanie klasyczne
(Mister Pawłow i jego psy – gwoli przypomnienia) – że jeśli
zapala się światełko, to będzie papu itp.
Przy czym u mnie światełko miało
format 188/108 (prawie panorama) i warunkowało obecność istoty
żywej w mieszkaniu.
I weź tu normalnie żyj – wokół
same plusy: własne mieszkanie w elitarnej dzielnicy, chata wolna,
cisza, spokój, kredyt hipoteczny (żeby plusy nie przesłoniły nam
minusów), samochód służbowy na zimowych oponach i wypasiona
szczotka do odśnieżania, i łopata zapewniające w śnieżne dni
moc atrakcji i ruch na świeżym powietrzu, i sąsiad z wyjącym 3 x
w nocy samochodem (zaparkowanym idealnie pod oknem mojej sypialni), i
regularny kontakt z mężczyzną – takim prawdziwym, prywatnie a
nie służbowo – a tu jak tej babie....
Ciągle źle, ciągle mało...takie
wiecie - „biez mnie ale nie rusoj”, albo „ pannum
byłam dziecko miałam, ale takie rzeczy proszę ksindza to nieeeee”.
Jednym słowem nadszedł czas na
terapeutyczne blogorzenie i uzewnętrznianie swoich frustracji w
sposób dokumentowalny, trwały i możliwy do odtworzenia.
Tu wypadałoby zamieścić jakąś
arcygenialną, działającą radę – jak przeciwdziałać takim
nastrojom..
- Pielęgnować przyjaźnie z pogodynkami, coby nie pieprzyły głupot o frontach i niekorzystnych biometach. Nie będą pieprzyć, nie będzie do ludzi docierało ergo – nie skumają się, że jest coś nie tak i może będzie lepiej.
- Pączki – można jeść całorocznie. Litości – prawie każdy ateista, a tu nagle wszyscy tłusty czwartek celebrują...nie dajcie się stłamsić, to pączki są dla WAS nie WY dla pączków :P Poza tym – pączek to tłuszcz i glukoza, czyli to co nasz mózg potrzebuje. Pożerając pączki nie tyjemy, tylko odżywiamy nasz mózg – ergo rozwijamy się intelektualnie.
- Jeśli chodzi o meteoropatię – autorkę niniejszego bloga, należy za takie wpisy pacyfikować najlepiej grami i zabawami towarzyskimi pt – chodź na drinka i pokręcić stopą, alternatywnie pociechą słowną pt „ Weź nie 3,14erdol”.*
- Jeśli chodzi o meteoropatię u innych – polecam magnez (nie, nie obgryzamy kolorowych przylepek z danonków wiszących na lodówce), rzecz jasna wysiłek fizyczny (bieganie, dźwiganie ciężarów, alternatywnie seks), świeże powietrze i alkohol (poprawia perfuzję mózgową, rozluźnia naczynia krwionośne i w niektórych przypadkach działa antyseptycznie).
Tu
jest moment, kiedy każdy czytający dokonuje wpisu o treści „
Dziękujemy Ci ciociu dobra rado”.
Tymczasem
idę pomalować paznokcie.
HOWGH!
*3,14 - liczba Pi ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz